Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

WSTAWAJ! POLA SIĘ ŹREBI!

BEATA GAN: pasjonatka fotografii; laureatka konkursów fotograficznych HEJ NA KOŃ, zdobywczyni nagrody za Zdjęcie Roku 2017. Jeździ konno, hoduje hucuły…

BEATA GAN; foto FAPA-PRESS

BEATA GAN; foto FAPA-PRESS

BEATA GAN: pasjonatka fotografii; laureatka konkursów fotograficznych HEJ NA KOŃ, zdobywczyni nagrody za Zdjęcie Roku 2017. Jeździ konno, hoduje hucuły, mieszka na Mazurach, jest absolwentką technikum hotelarskiego.  

Znajomych i przyjaciół Beaty Gan przestrzegamy: amazonka uwielbia konne wypady w teren w towarzystwie swoich gości. Super atrakcja, zwłaszcza dla tych, którzy nie mają własnych koni. Ona nie dość, że ma, to jeszcze zna je na wylot. I dobrze wie, że jej ukochany ogier boi się wody. Za to klacze, na które sadza swoich znajomych, uwielbiają kąpiele w jeziorze. Wchodzą do niego bez jakiejkolwiek zachęty i ledwie wejdą, a już się kładą. Wydają się wówczas najszczęśliwsze na świecie, czego o zmoczonych po szyję gościach, rzec nie można. Tylko autorka eskapady zwija się ze śmiechu, zadowolona, że dowcip udał jej się po raz kolejny.

Foto: BEATA GAN

Foto: BEATA GAN

– Oj taki żarcik, potem ludziska mają co wspominać – komentuje. – W końcu nikogo z komórką i dokumentami nie utopiłam (śmiech). I chyba tak bardzo się nie obrażają, bo wracają.

            Wracają do „Huculskiej Ostoi”. Taką nazwę nosi stadnina, którą Beata Gan prowadzi wraz z ojcem opodal Giżycka. Dziś w stadzie jest dziesięć koni, kiedyś było piętnaście. A pomysł na hodowlę zrodził się zupełnym przypadkiem.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Foto: BEATA GAN

– W gospodarstwie, które rodzice prowadzili, zwierząt nigdy nie brakowało. Konie też były. Pamiętam nasze zimnokrwiste kobyły do pracy w polu i wielkopolaki, na których jeździłam na oklep od najmłodszych lat. I pewnie nic w tej materii, by się nie zmieniło, gdyby nie kolega ojca, który przed laty wybierał się w góry po hucuła i poprosił tatę, ażeby ten mu towarzyszył. Pojechali i jak tata zobaczył pierwszy raz w życiu konie tej rasy, to w jednej chwili się w nich zakochał. Wkrótce mieliśmy w naszej stajni ogiera, niedługo później, klacz – jedną, drugą… I tak powstała nasza hodowla.

Hucuły cały rok żyją pod gołym niebem. Co prawda mają wiaty, pod którymi mogą się schronić przed wiatrem i ulewą, ale niemal nigdy z nich nie korzystają. Pastwisko graniczy z jeziorem Krzywa Kuta. Ileż razy nurkowały pod ogrodzeniem, by przedostać się na okoliczne łąki i pobliskie pole biwakowe. Taki widok dla turystów, gdy stado wynurza się z jeziora, to gratka nie lada. Dla właścicieli kłopot, bo muszą konie zaganiać z powrotem. Przygód z hucułami mają w Ostoi bez liku, ale ze szczególnym sentymentem wspominają kolejne narodziny źrebaków.

Foto: BEATA GAN

Foto: BEATA GAN

            – Nigdy nie zapomnę, z jakim przejęciem czekaliśmy na pierwszego hucułka. Mama zbudziła mnie świtem i powiedziała: Wstawaj! Pola się źrebi. Zerwałam się z łóżka w ułamku sekundy. Poród bez komplikacji, pełnia szczęścia. Moja radość była tym większa, że z powodu narodzin, nie musiałam iść do szkoły. A uczyłam się wtedy w technikum i tego dnia miałam mieć sprawdzian. Od razu pomyślałam, jak to dobrze hodować konie.

Porody zawsze są wydarzeniem. Beata stara się być przy wszystkich i na ogół jej się to udaje. Na ogół, bo jedna z klaczy, Borżawa, rodzi zawsze wtedy, gdy… na kuchni dogotowują się amazonce ziemniaki.

–  I jak mam zdążyć? Spóźniam się kilka, kilkanaście minut.

Źrebaki w Huculskiej Ostoi przychodzą na świat na ogół latem, zdarzyło się, że jeden urodził się w środku ostrej zimy, na dużym mrozie.

– Baliśmy się, że takie warunki dla małego mogą okazać się zbyt trudne. Jakie było jednak nasze zdziwienie, gdy wkrótce po wyźrebieniu, matka z ogierkiem szalały po padoku. Natura rządzi się swoimi prawami.   

Do tej pory w Ostoi przyszło na świat dwadzieścia jeden źrebaków. Wszystkie, o czym zapewnia hodowczyni, trafiły w bardzo dobre ręce.

Foto: archiwum BG

Foto: archiwum BG

– Odwiedzam je, wiem, że krzywda im się nie dzieje. Wręcz przeciwnie. Przy okazji je fotografuję.

Kiedy ponad dekadę temu rodzice Beaty kupili sobie cyfrowy aparat, dziewczyna od razu go zarekwirowała.

– Najpierw fotografowałam kwiatki, przydomowy ogródek, z czasem zapragnęłam czegoś więcej: tworzenia obrazów według własnych koncepcji. Pomyślałam, że może mam trochę talentu po tacie, który maluje. I tak zaczęłam robić zdjęcia koniom. Robię to do tej pory, co sprawia mi wiele frajdy. Myślę też o wystawie indywidualnej, ale jeszcze chwila na zebranie całego materiału.

Foto: BEATA GAN

Foto: BEATA GAN

Trzymamy więc kciuki za pierwszą własną ekspozycję. Czekamy też na kolejne zdjęcia konkursowe Beaty Gan, gratulując przy okazji jeszcze raz nagrody za Zdjęcie Roku 2017. (j.popr)

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.