Roksana Cholewka mieszka w Zawierciu, jest architektką. Projektuje domy i wnętrza. Pasjonuje się jeździectwem, wspinaczką skałkową, pole dance sportowym, wioślarstwem (tzw. „suchym”), siatkówką… Fanka motoryzacji, zwłaszcza motocykli. Uwielbia zwierzęta; jest wolontariuszką w schronisku dla psów.
Mama Roksany ma tyle z końmi wspólnego, co… kopiowane przez nią obrazy Jerzego Kossaka. Jest ich w domu naprawdę sporo. Myliłby się jednak ten, kto pomyślał, że twórczyni wiernie przemalowuje sceny zarejestrowane mistrzowskim pędzlem. Nic podobnego. Kossakowskie tematy uwiecznia za pomocą włóczki. Z różnokolorowych wełnianych kulek wielkości zaledwie kilku milimetrów wykleja tło i postaci. Ileż trzeba cierpliwości, by uzyskać zamierzony efekt wie tylko autorka i najbliższa rodzina obserwująca jej wielotygodniowe zmagania z każdym z dzieł.
Tata Roksany, Zbigniew, ma tyle z końmi wspólnego, co… życie jednego z nich, Gniewka.
– Takim imieniem przezywano ojca w młodości, nic więc dziwnego, że kiedy usłyszał, iż Fundacja VIVA! zbiera pieniądze na wykupienie z rzeźni wałaszka Gniewka, czym prędzej w imieniu naszej rodziny przelał na jego konto sporą sumę.
Jakiś czas później VIVA! przysłała darczyńcy ulotkę ze zdjęciem konia i informacją: Los Gniewka został odmieniony dzięki Państwa olbrzymiej pomocy!
Niewykluczone, że pan Zbigniew nie ograniczy swojego związku z końmi do wirtualnej znajomości z Gniewkiem. Wciąż przebąkuje, że jeszcze zacznie jeździć wierzchem, jak jego starsza córka Diana, która od niedawna regularnie pobiera lekcje w siodle. Z całej rodziny najwięcej wspólnego z końmi ma Roksana. Jeździ od dziecka, choć z przerwami. Jeździłaby zresztą à la long, gdyby nie koszty, jakie sport konny z sobą niesie. Na jakiś czas musiała się z nim rozstać. Wróciła dopiero, gdy zaczęła sama na siebie zarabiać. Trafiła wtedy do stajni „Kasztanka” w okolicach Zawiercia, w której notabene zaliczyła pierwszą w życiu lekcję na lonży. Widać żaden z jej poprzednich instruktorów nie pomyślał, że powinien od tego zaczynać hipiczną edukację. A może nauczyciele uważali, że dziewczynka ma taki talent, iż lonża jej zbyteczna. Kiedy bowiem mała Roksana pojechała na jeździecki obóz do Udorza, już po zaledwie dziesięciu dniach przeniesiono ją z najsłabszej grupy do czwartej, najmocniejszej.
W przypadku osób szczególnie uzdolnionych sportowo takie „awanse” specjalnie nie dziwią. Roksana Cholewka od najmłodszych lat uprawia sport, od czwartej klasy szkoły podstawowej do końca studiów rywalizowała w wielu dyscyplinach. O jej nieprzeciętnych predyspozycjach niech świadczy, że w biegu na czterysta metrów zdobywała kilkakrotnie tytuły Mistrzyni Powiatu, choć do startu nie przygotowała się ani chwili. Próbowała swoich sił także w Mistrzostwach Śląska. W siatkówce plażowej, którą uprawiała podczas studiów, zdobyła wicemistrzostwo Politechniki Śląskiej. Czwarte miejsce indywidualnie w kategorii lekkiej zajęła w Mistrzostwach Polski szkół wyższych w ergometrze wioślarskim. Dobre lokaty odnotowywała również z drużyną. Od roku uprawia w Siewierzu pole dance sportowy, dyscyplinę wśród pań coraz popularniejszą, choć wymagającą wyjątkowej zwinności, dużej siły fizycznej, także wytrzymałości i odporności na ból, bo o kontuzję w tym sporcie nietrudno. Roksana ukończyła z wyróżnieniem średniozaawansowany poziom; kolejne progi przed nią. Na razie ma nie lada powód do radości: w klubie, w którym trenuje odbyła się sesja fotograficzna do przyszłorocznego kalendarza. Ona „będzie” majem.
Podołaniu różnorodnym wyzwaniom gimnastycznym na pewno pomogła jej zaprawa wspinaczkowa. Bywało, że trzy popołudnia w tygodniu spędzała w skałach. Ma też na koncie zejścia do jaskiń. Zaliczyła m.in. najgłębszą w okolicy Zawiercia, ponad czterdziestometrową oraz drugą, najpiękniejszą, pełną fantastycznych stalaktytów i stalagmitów.
– Pierwsza wymagała specjalnego sprzętu umożliwiającego pokonywanie różnicy poziomów oraz wąskich przejść jakich nieznający jaskiniowych realiów nawet sobie nie wyobrażają. Do podziemnej wędrówki potrzeba nie tylko fizycznej sprawności, ale również, a może nawet przede wszystkim, ogromnej odporności psychicznej. Ta pozwala wychodzić z opresji w sytuacji ekstremalnej, np. podczas zaklinowania w szczelinie. Nie znaczy to jednak, że jaskinie niewymagające specjalistycznego sprzętu są w stu procentach bezpieczne. Np. w tej „najpiękniejszej” wydarzył się śmiertelny wypadek: na młodego człowieka osunął się głaz. Wydarzył się dwa tygodnie po tym, jak tam byłam i dokładnie w tym samym miejscu, w którym się zatrzymałam… Na razie zrezygnowałam więc z kolejnych wypraw. Nie czuję się na siłach. Chcę jeszcze w życiu sporo zobaczyć, wiele zrobić.
A jak Roksana coś sobie postanowi, coś wymyśli, to zmierza ku temu krok po kroku. Tak było np. z motocyklem. Zamarzyła, że będzie jeździć i jeździ, choć rodzice nie byli zachwyceni tym pomysłem. Kiedy z pewną nieśmiałością w głosie chciała powiedzieć mamie, że przymierza się do kupna motocykla, ta weszła jej w słowo: – chcesz kupić motor, wiem. Domyśliła się znajdując pochowane po kątach katalogi z motocyklami, które córeczka skrzętnie starała się ukrywać…
O takiej porze roku jak teraz – jesienno-zimowej – rodzice są spokojniejsi, bo motor na kilka miesięcy trafia do garażu, a Roksana większość czasu spędza wśród koni. W stajni „Rancho Pasja” gdzie obecnie jeździ, dzierżawi „pół” osiemnastoletniej klaczy, Lambady. Konisko niezwykle mądre, szybkie, szefujące stadu. Co prawda pierwsze bliskie spotkanie Lambady i Roksany przy okazji Hubertusa nie należało do najprzyjemniejszych – siedem godzin siłowania, kto będzie górą – ale i tak, a może właśnie z tego powodu, zapałały do siebie miłością bezgraniczną. Chodzą razem w teren, startują w lokalnych zawodach, uczestniczyły m.in. we wrześniowych I Mistrzostwach Śląska w TREC PTTK.
– To był z naszej strony tylko taki rekonesans. Jeszcze sporo musimy się nauczyć, by zajmować w tej dyscyplinie dobre miejsca. Na przykład bramkę otwieramy, ale zamknąć jeszcze nie potrafimy. Potrenujemy solidnie przed przyszłorocznymi zawodami i pokażemy na co nas stać.
Roksana już pokazała. Wraz z Karoliną Makowską, szefową „ Rancha Pasji” – o czym informowaliśmy na bieżąco w trakcie Mistrzostw Śląska w TREC PTTK – otrzymała nagrodę Fair Play za złapanie konia, który uciekł właścicielce niezwiązanej z zawodami. Szanse dziewczyn na dobrą lokatę w Mistrzostwach zmalały do zera. Zawodniczki udowodniły, że są rzeczy ważne i ważniejsze. Zdaniem Roksany, jeśli ktoś staje na starcie, to bez względu na okoliczności, musi zachowywać się z klasą. Tego nauczył ją właśnie sport, dziedzina, w której uwielbia się sprawdzać. I nie wystarczy jej, że potrafi się wspinać, jeździć konno, biegać… Jeśli jutro zafrapuje ją kolejna dyscyplina, na pewno podejmie rękawicę. Ciekawe tylko, czym teraz się zainteresuje.
Piotr Dzięciołowski