Krzysztof Kloskowski – z wykształcenia ekonomista, z zawodu artysta plastyk. Autor wystaw indywidualnych, uczestnik zbiorowych. Laureat konkursów plastycznych. Samouk. Uprawia malarstwo wielotematyczne od portretów po pejzaże. Uwiecznia ludzi i zwierzęta. Maluje farbami olejnymi, akrylowymi, a suchy pędzel łączy z kredką olejną.
– Z tym olejem to dziś już tak nie do końca. Od czasu kiedy przekonałem się do farb akrylowych, malarstwo olejne uprawiam z rzadka. Akrylowe jest wygodniejsze. Można zacząć i skończyć nie czekając na wyschnięcie poszczególnych warstw.
Na przykład zacząć i skończyć płótno przedstawiające konne dorożki w entourage miejskich uliczek czy portret araba lub nierasowej kobyły. Ważne są kształty, piękno, także wymagania chwili, wena. A wszystko w klimacie przełomu wieków XIX i XX, impresjonizmu, który artystę fascynuje bez reszty.
Wspominamy o Krzysztofie Kloskowskim właśnie z racji uwiecznianych koni, bo on sam koniarzem nie jest. Co prawa jeździł trochę w dzieciństwie wychowując się na wsi, ale owe dosiady wiele wspólnego z klasycznym jeździectwem nie miały. Najważniejsze jednak, że pozwoliły mu zaprzyjaźniać się z końmi, podobnie, jak z psami czy kotami, których zawsze wokół niego było pełno. Od najmłodszych lat obserwował zwierzęta i podpatrywał ich zachowania. Nie one pierwsze jednak stały się obiektem jego twórczych zainteresowań. Zaczął od portretowania ludzi, miał wówczas dwanaście lat. Konie zawitały na jego płótnach później; po dziś dzień są istotnym motywem twórczości artysty. Maluje z natury i ze zdjęć. Dla przyjemności i na zamówienie. Gros portretów powstaje w okresie wakacji w Łebie, gdzie od lat prowadzi od czerwca do września letnią pracownię.
Kto wie, może nawet sportretował jakiegoś koniarza, może czytelnika portalu hejnakon.pl. A jak będzie w tym roku, czy również zasiądzie ze sztalugą w nadmorskim kurorcie – nie wiadomo. Wirus daje się we znaki wszystkim, także twórcom. Kontakt z artystą oczywiście jest i będzie, choćby przez jego stronę http://krzysztof-kloskowski.pl , ale przez internet to jednak nie to samo, co tête-à-tête.
– Marzy mi się własna galeria w Bydgoszczy, gdzie mieszkam. Tam każdy w każdej chwili mógłby mnie odwiedzić – rzecz jasna w godzinach otwarcia pracowni (śmiech).
I tego artyście życzymy zapraszając do oglądania jego „końskich” obrazów ilustrujących tę informację. (hnk)