Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

110 WSPANIAŁYCH WOLONTARIUSZY

Bez nich nie sposób wyobrazić sobie jakichkolwiek zawodów jeździeckich. Montują przeszkody, czworoboki, pilnują porządku na parkurach i rozprężalniach, kierują ruchem koni i zawodników. Wolontariusze!

Foto: FAPA-PRESS

Bez nich nie sposób wyobrazić sobie jakichkolwiek zawodów jeździeckich. Montują przeszkody, czworoboki, pilnują porządku na parkurach i rozprężalniach, kierują ruchem koni i zawodników. Wolontariusze!

Na CAVALIADZIE też byli: i w Poznaniu, i w Lublinie; do wczoraj w Warszawie. Stu dziesięciu młodych ludzi z całej Polski, przede wszystkim płci żeńskiej, w wieku od szesnastego do trzydziestego roku życia. Pod wodzą Elżbiety Święcickiej uwijali się na dwie zamiany od rana do wieczora. Kim są osoby zgłaszające się do pomocy w tak gigantycznym przedsięwzięciu? Co sprawia, że poświęcają swój prywatny czas dla koni, zawodników i publiczności? Odpowiedzi szukaliśmy wśród wolontariuszek warszawskiej Cavaliady:

Do roboty! Foto: FAPA-PRESS

LIDIA FOJUTOWSKA spod Gniezna, uczennica technikum rolniczego:
Dwa lata temu pojechałam jako wolontariuszka na zawody WKKW do Baborówka. Spodobała mi się ta rola i stąd moja obecność na Cavaliadzie. 

Foto: FAPA-PRESS

W sumie jestem tu już po raz czwarty. Magnesem są oczywiście konie, ale też ekipa. Jeżdżę na  Cavaliady m.in. po to, ażeby spotkać się ze znajomymi, z którymi bezpośredni kontakt na co dzień jest utrudniony z racji odległych miejsc zamieszkania. Fajnie jest  zobaczyć się i pogadać oczywiście o koniach. Mam o czym opowiadać: mój pięcioletni konik jest u mnie już prawie rok. Jeździmy rekreacyjnie, ale coraz częściej myślę o debiucie w lokalnych zawodach skokowych.

 

Dokładnie, dokładnie! FOTO: FAPA-PRESS

Foto: FAPA-PRESS

OLA WARDZYŃSKA, mieszkanka stolicy, studentka Uniwersytetu Warszawskiego jest na Cavaliadzie po raz czwarty:
– Kilka lat temu dowiedziałam się od koleżanki, że można zatrudnić się przy tej imprezie jako wolontariusz.   Pomyślałam, że to coś dla mnie. Jeżdżę konno od ośmiu lat, zaliczyłam nawet wspaniały, czterodniowy rajd po Bieszczadach – niezapomniana przygoda. Spędzałam w siodle po sześć godzin dziennie.  Z końmi przebywałabym najchętniej dzień i noc, mogę na nie patrzeć bez przerwy i nigdy nie mam dość. A na Cavaliadzie tyle pięknych, dumnych, dostojnych zwierzaków. Czegóż więcej chcieć?

Nie tylko pracą wolontariusz żyje. Foto: FAPA-PRESS

MARIA SOLNICKA studiuje zootechnikę w Lublinie; w roli wolontariuszki trzeci raz:
– Kilka lat temu sprawdzałam ceny biletów na Cavaliadę i wpadłam na pomysł, że zamiast wydawać pieniądze –niemałe – mogę oglądać zawody i pokazy darmo, a przy okazji jeszcze się na coś przydać.  

Foto: FAPA-PRESS

Konie to kawał mojego życia. Jeżdżę od trzynastu lat, mam nawet za sobą pogoń na własnych nogach za końmi, które mi uciekły na zgrupowaniu sportowym – trenowałam woltyżerkę pod kierunkiem Natalii Wolniewicz. Teraz, jak tylko mam chwilę, jadę do mojego dawnego klubu, zajmuję się tam końmi i pomagam w stajennych obowiązkach. Szkoda, że w kraju jest tak mało zawodów woltyżerskich, że wciąż to dyscyplina niezbyt popularna. Stąd słabe zaplecze, brakuje kandydatów na zawodników. Bez tego trudno marzyć o sukcesach.

Co by tu jeszcze zrobić? Foto: FAPA-PRESS

ANNA GĄSIOROWSKA z okolic Warszawy, po maturze zamierza studiować na AWF:
– Cavaliada, na której jestem czwarty raz, to wspaniałe miejsce, bo tu wszyscy mówią o koniach i gdzie człowiek spojrzy, widzi albo konia, albo zawodnika.  

Foto: FAPA-PRESS

Ciągnie mnie do jednych i drugich. Kiedyś miałam nawet własne konie, ale to nie tylko finansowe wyzwanie, także ogromne uwiązanie. Dlatego dziś chętnie dosiadam cudzych koni, a przejażdżki na nich, co sprawdziłam, mogą dostarczyć równie niezapomnianych wrażeń. Opowiadam wszystkim o moim galopie marokańską plażą w otoczeniu flamingów. Poezja!

Foto: FAPA-PRESS

SANDRA DOROSZ z Nysy, we Wrocławiu studiuje chemię:

– Od dziecka lubię być tam, gdzie są konie, a że na Cavaliadzie są, więc i ja jestem. Już po raz czwarty. Miałam kilka lat, gdy zaczęłam uprawiać jeździectwo mniej lub bardziej intensywnie. W ubiegłym roku moja pasja nabrała szczególnego wymiaru: jeżdżę na Partynicach, na torze wyścigowym. Zupełny przypadek. Nudziło mi się w przerwach między zajęciami na uczelni, zgłosiłam się więc do stajni trenera Michała Borkowskiego– serdecznie go pozdrawiam – i zapytałam, czy nie potrzebuje kogoś do sprzątania stajni.  

Foto: FAPA-PRESS

  On tymczasem dał mi konia i poprosił, bym zaprezentowała, co potrafię. Ledwie wyjechałam na plac, a już zleciałam. Na szczęście dostałam następną szansę. Od tamtej pory objeżdżam wyścigowe wierzchowce, dwa razy ścigałam się już na torze w najprawdziwszej gonitwie. Ależ to było przeżycie. Trema, stres, a kiedy dotarłam na metę zsiadłam z konia i się przewróciłam. Nie miałam siły ustać na nogach. To wielki wysiłek, trzeba mieć bardzo mocne nogi. Zaczęłam więc biegać dwa razy w tygodniu. To bardzo pomaga, ale sprzyja chudnięciu. Ja tymczasem ważę zaledwie czterdzieści cztery kilogramy, co sprawia, że abyśmy w parze zostali dopuszczeni do gonitwy, konia trzeba dodatkowo obciążyć. Co się więc nabiegam,  muszę potem solidnie podjeść, by te wagowe straty zrównoważyć .

Oprac. hnk

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.